We fryzjerstwie jak w medycynie - zawsze sprawdza się zasada "po pierwsze: nie szkodzić".Najgorsze co możemy zrobić swoim włosom, to pozbawić ich naturalnego uroku. Moja własna teoria mówi, że każde włosy go mają (a przynajmniej miały, zanim zostały go w chemiczny, mechaniczny czy jeszcze inny sposób pozbawione ;)). Urok ten nie jest zależny od skrętu, koloru, gęstości czy długości. Po prostu jest. Każda fryzura może mieć w sobie to "coś". Pytanie tylko, czy jesteśmy w stanie to dostrzec i docenić. A natura przecież nie jest stronnicza. Dając jednym włosy gęste i czarne nie chciała zrobić na złość blondynkom z włosami cienkimi i delikatnymi - ani na odwrót. Dlatego często kieruję się prostą zasadą: mniej, znaczy więcej. Tym samym nie wygładzam przesadnie pasm w upięciu włosów kręconych i nie polecam drobnych loczków dla włosów prostych jak drut, jeśli fryzura ma wytrzymać dobrych parę godzin. Zawsze można użyć podwójną dawkę lakieru, ale... No właśnie - lakier. Pogromca fryzur okolicznościowych :)
Wiecie co słyszę najczęściej, robiąc "wywiad" przed zabraniem się do czesania? Żeby fryzura wyglądała naturalnie, aby móc się w niej czuć nadal sobą. I chodzi mniej więcej o to, żeby nie skończyć z "ciałem obcym" na głowie, fryzurze przesadzonej, zbyt mocno utrwalonej, takiej, której aż strach dotknąć. Znacie te historie o wizycie u fryzjera przed jakąś ważną uroczystością, które skończyły się katastrofalnie szybkim powrotem do domu (żeby nikt nas nie zobaczył!), lamentem przed lustrem, pospieszną, samodzielną próbą modyfikacji fryzury lub - co gorsze - bezpośrednim unicestwieniem jej pod kranem. No właśnie, ja też znam wiele takich historii. Miało być tak pięknie, a fryzura przekroczyła nasze wyobrażenia... i to w złym tego wyrażenia znaczeniu. W wielu przypadkach zapewne ta "fryzjerska tragedia" to tylko subiektywna opinia samego "poszkodowanego", którego wizja minęła się gdzieś z wizją fryzjera. Niemniej jednak zawsze warto minimalizować ryzyko takich zdarzeń i umawiać się na fryzury próbne lub po prostu jasno i zrozumiale tłumaczyć, o co nam chodzi, a słowo naturalność wyjątkowo mocno zaakcentować ;-)
Abstrahując od fryzur okolicznościowych, jeszcze dwa słowa o koloryzacji. W tej kategorii zgadzam się z teorią, że włosy powinny być rozjaśnione/ przyciemnione jedynie o 2 tony w stosunku do koloru naturalnego. Choć ta teza ma zapewne wielu przeciwników - w końcu naturalność to dla niektórych ostatnia cecha, którą chcieliby zostać opisani - i to także szanuję. Poszaleć możemy za to z odcieniem koloru - choć granice będzie tu wyznaczać nasz typ kolorystyczny. Dla wszystkich tych, którzy nie znoszą wszelakich ograniczeń, dodam, że zasady są podobno po to, aby je łamać ;).


